28 września 2021, 03:45
Nie mogę zasnąć, męczy mnie gonitwa myśli i to, że jutro (a w zasadzie dzisiaj) muszę zapisać się do ginekologa. Leżę w salonie już drugą godzinę i to tęsknię za psem, to wyrzucam sobie, że nie wzięłam wieczornych leków (teraz już za późno, jeśli nie chcę być jutro jak zombie), to jestem dumna z siebie, że powzięłam pomysł prowadzenia tego pamiętnika. Na pewno baba w recepcji będzie jutro (dzisiaj, to już dzisiaj) niemiła i nic nie załatwię. Albo spalę się ze wstydu, bo wieki nie byłam na kontrolnej wizycie. A X (mój chłopak, nazwijmy go X) pewnie zapomni, że w ogóle jakiś ginekolog, mam wrażenie, że nie traktuje moich obaw specjalnie serio. Chrapie w najlepsze w sypialni, a mi tu stres łeb zjada i nie pozwala na sen. Ej? A jeśli ja umieram? A jeśli to rak? Co stanie się z moim psem? Byłaby to dla mnie pewna ulga, nie powiem, że nie. Może odnalazłabym wreszcie spokój. Chociaż z moim szczęściem mogę raczej liczyć na to, że kawałek starego tampona zabłądził gdzieś w macicy i ot, stąd trzy krwawienia w ciągu jednego miesiąca. Tak, to na pewno coś w ten deseń.
Muszę tu zamieścić wpisy z ręcznego pamiętnika. Słowem wprowadzenia. Historia choroby. A teraz błagam, niech skleję chociaż cztery godziny snu. Obiecuję, że jutro wsiądę na trenażer, nie zjem niczego syfnego, wezmę leki i wcześnie położę się spać. Tylko cztery godziny, b ł a g a m.